Wspomnienia z
perspektywy lat i z pewnej
odległości.
Historię można pisać z różnych
punktów obserwacyjnych. Można opierać się przy pisaniu jej na dokumentach
pisanych, zdjęciach, jak i również zachowanych elementach kultury materialnej.
Jednak teraz i tutaj postaram się
wzniecić mały płomyczek wspomnień, oraz przywołać trochę wiadomości o ludziach
i kilka informacji o miejscowości co zwie się Jelitów.
Wspomnienia te z uwagi na czas
który minął albo są historią, albo się nią niedługo staną. Staną się nią na
pewno wtedy jak już nie będzie nas wśród
żyjących.
Miałem tą przyjemność że będąc
młodym chłopakiem, miałem w latach 50 XX wieku możliwość posłuchać wielu
ciekawych wspomnień i interesujących opinii na temat lat minionych jak i
współczesnych od starszych mieszkańców Jelitowa.
Nie jeden raz byłem świadkiem jak
ówcześni seniorzy, siedząc latem gdzieś na ławeczce pod krzakiem bzu w
towarzystwie grona dorastającej młodzieży, wspominali odległe im już lata.
Wtedy nie było w Jelitowie odbiorników
telewizjnych, ale był w wiosce u P. Kajewskich jeden odbiornik radiowy na
baterie –Pionier. Na prognozę pogody i wiadomości z Wolnej Europy były
zapraszane tylko wybrane osoby.
Pan Strankowski z tej racji że był
emerytowanym maszynistą parowozu to opowiadał o tym jak sam terminował w
zawodzie, o tym ile zarabiał przed wojną, ale też jak niebezpieczna to była
praca w czasie wojny i ile wtedy „zgubił” brył węgla z tendra parowozu. Pan Kozłowski z kolei wspominał swój szlak
bojowy w I Korpusie i walki pod Monte Casino. Ciekawymi wspomnieniami z wojska,
ale z okresu I Wojny Światowej dzielił się też Pan Pietraszek.
O życiu przed wojną na kresach
Rzeczpospolitej natomiast wspominał Pan Cieślik. Całkiem inne wspomnienia z
emigracji we Francji mieli P. Antczakowie.
Z Ich wspomnień oraz z analizy
dokumentów wynika że samą miejscowość ominęły wiatry historii, chociaż ich
ślady w pamięci mieszkańców pozostały.
Tak jak z oficjalnej strony można
wyczytać, to kiedyś miejscowość pod względem gospodarczym była ściśle powiązana
z Rąbczynem w którym mieszkali głównie osadnicy niemieccy. Jednym z nich był
mieszkający na terenie Jelitowa, ale w siedlisku należącym do Rąbczyna taki
osadnik o nazwisku Hoffman. Był największym gospodarzem i jak wspominali
mieszkańcy to do września 39r był bardzo uczynnym sąsiadem i komu mógł to
pomagał. Niestety Jego postawa zmieniła się pod nową administracją okupanta.
Niezależnie od sprawowania wtedy funkcji administracyjnej powiększył sobie
swoją przestrzeń życiową o sąsiadujące zabudowania P. Kalinów, których
wysiedlił. W takich wypadkach od ogłoszenia im tego faktu wysiedlani mieli
kilkadziesiąt minut na opuszczenie zabudowań. Z zapamiętanych wspomnień wynika
że to samo spotkało innych m.in. również P. Smolinskich .
Poza tym znacząca część młodych
mieszkańców została wysłana na roboty przymusowe na teren Rzeszy, głównie w
charakterze pracowników przymusowych w
gospodarstwach rolnych. Niektórych przed wysyłką uratowała alternatywna służba
u Hoffmana, lub w gospodarstwach przez niego uznanych za przydatne dla
gospodarki Rzeszy. Pozostali mieszkańcy
byli zobowiązani do ścisłego przestrzegania rygorystycznych zarządzeń
administracji hitlerowskiej. Sankcje za ich łamanie były poważne i były stosowane.
Za potajemne zabicie warchlaka
pozbawiono życia małżeństwo Józefy i Józefa Berów. (mieszkali tam gdzie obecnie
P. Wrobel) Informacja do administracji hitlerowskiej o zabiciu tej świnki i
schowaniu mięsa była dokładna, gdyż policjanci bez trudu znaleźli je w zagonie
ziemniaków w okolicach ich stodoły. Karą za to
była wysyłka Józefy do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, a Józefa do
więzienia w Rawiczu. Obydwoje zginęli w miejscach zesłania w 1943r. Pamięć o Nich i innych ofiarach z
okolicznych wiosek została zachowana wśród okolicznych mieszkańców. Dowodem
jest tablica pamiątkowa na murze kościoła parafialnego w Pogrzybowie.
Pomimo takich zdarzeń to jednak w
trakcie tych ciemnych pięciu lat, volkslisty nikt z mieszkańców Jelitowa nie
podpisał.
Również walki frontowe w 1945r ominęły
naszą wioskę. Najbliższa potyczka wojsk zmechanizowanych w której stanęły
naprzeciw siebie niemieckie samochody opancerzone i lekkie czołgi radzieckie
odbyła się w rejonie mostu na Ołoboku w Radłowie.
Opis tych działań umieszczam
osobno, a tutaj to wspomnę tylko że pamiątki
z tej walki zostały wykorzystane do umocnienia przyczółków mostku na
Ołoboku między Jelitowem, a Przybysławicami. Były to boczne płyty pancerne z
niemieckich transporterów opancerzonych. Spełniały swoją rolę do lat 70 tych. Również pierwsze wozy konne z ogumionymi kołami jakie
pojawiły się w Jelitowie miały te koła z tych transporterów.
Po wyzwoleniu robotnicy przymusowi
i wysiedleni gospodarze powrócili do swoich domów.
Zabudowania po Hoffmanie otrzymał
za gospodarstwo pozostawione na kresach Pan Cieślik.
Wszystkich gnębiła bieda i brak
perspektyw rozwoju. Brakowało wszystkiego.
Nie można było dostać podstawowych
produktów spożywczych, nie było oprócz rowerów prawie żadnych mechanicznych
indywidualnych środków transportu. Energię elektryczną doprowadzono linią
zbudowaną ze składek mieszkańców i z ich pomocą, dopiero pod koniec lat 50-tych.
Mieszkańcy się jednak nie poddawali
losowi. Duża ich część była dowożona z Raszkowa i Radłowa do Zakładów
Naprawczych Taboru Kolejowego w Ostrowie specjalnym autobusem napędzanym gazem
drzewnym (tzw holtzgaz), z własnego generatora o wielkości dwóch beczek 200l. i
zamocowanym z tyłu za pojazdem. Kilku
pracowało na węźle kolejowym w Ostrowie. Niezależnie od tego istniała bardzo
dobrze rozwinięta samopomoc sąsiedzka.
I tak usługi kowalskie i podkuwanie
koni wykonywał Pan Panek
Usługi stolarskie (drzwi, okna)
wykonywał Pan Drymel. Specjalistą od naprawy butów to był Pan Jany, jednak
wszechstronnie uzdolnionym to był Pan Kempa. Realizował zamówienia na budowę
kołowrotków do przędzenia owczej wełny, wykonywał usługi ciesielskie w zakresie
budowy więźb dachowych, konstruował i budował podwozia do lekkich wozów konnych
itp.
Najlepszym w okolicy murarzem i
specjalistą od budowy domów z cegły był Pan Kościelny.
Studnie zaś budował Pan Wypych.
Pokrewną dziedziną związaną z wodą
zajmował się Pan Jan Jastrzębski - meliorował pola przy użyciu ceramicznych
rurek drenażowych. Nie używał teodolitu, ani żadnych przyrządów pomiarowych, a
woda mu zawsze płynęła tam gdzie chciał. Kierował ją w kierunku wolno płynącej
wśród wierzb i olch, pełną meandrów z dużą ilością ryb rzeczki Ołobok.
Wtedy też, gdy ktoś niedomagał i
miał kłopoty zdrowotne to udawał się do Pani Pietraszkowej. Zajmowała się
głównie ziołolecznictwem, ale nieobce było jej też tzw. odczynianie ( kto
dzisiaj wie co to?)
Do transportu osobowego używano
bryczek konnych. Były używane głównie do dojazdu rodzinnego w niedzielę do
kościoła, dowozu gości weselnych na uroczystość itp. Było ich kilka. Z tego co
zapamiętałem to posiadał taką P. Smoliński, Gajda, Cieślik, Grzesiak i
Bednarek.
Od początku lat 60 zaczęła się w
Jelitowie era motoryzacji. Prekursorem jej oraz znanym specjalistą od napraw
był Pan Waldek Mucha. Zaczął od używanego samochodu DKW, potem była WFM, Junaki
i Moskwicz 407. WFM-kę ujeżdżała też Pani Bednarek, natomiast elegancka Jawa 175
należała do Wacka Smolińskiego. Było też kilka motorowerów Komar. Ja miałem
obudowaną wersję –Rysia.
Ciągnika rolniczego nikt nie
posiadał, więc do napędu maszyn rolniczych używano głównie koni i krów. W tym
celu do ich kopyt dostosowana była droga. Była w znacznej części wybrukowana
dużymi kamieniami, lecz miała od południowej strony szerokie piaszczyste
pobocze tzw. latówkę, Ten piaszczysty pas jezdni służył do poruszania się wozów
posiadających wtedy drewniane okute
metalowymi obręczami koła, zaprzęgnięte najczęściej w dwie krowy, oraz transportu na pole różnych
rolniczych maszyn. Takie maszyny miały tylko metalowe koła i ich transport po
jezdni z kamienia był uciążliwy. W miarę upływu lat to przybywało wozów z
pneumatykami i było coraz więcej koni, które zastępowały te rogate zwierzęta z
racicami.
Do zbioru zbóż początkowo używano
głównie ręcznych kos ale również coraz więcej przerobionych i przystosowanych
do żniw, konnych kosiarek do trawy. P. Smoliński miał jednak trzykonną
snopowiązałkę, a P. Grzesiak oryginalną żniwiarkę odkładającą wiązki zboża na
bok i umożliwiającą skoszenie pola bez jednoczesnego wiązania snopków.
W posiadaniu mieszkańców było
trochę stacjonarnych maszyn rolniczych. Były to głównie sieczkarnie, różnego
rodzaju młockarnie, śrutowniki, wialnie do zboża i tp. Maszyny te z wyjątkiem
wialni, napędzane były głównie kieratami
konnymi (nazwa miejscowa – manyrz), chociaż niektóre w zależności od
możliwości mogły być też napędzane ręcznie. Kieraty zamieniały energię
pociągową koni zaprzęgniętych do mocowanych osiowo drewnianych dźwigarów,
poprzez przekładnię na moment obrotowy długich wałów z przegubami Cardana łączących kierat z maszyną rolniczą. Kieraty
to maszyny trwale zamocowane do gruntu i były wtedy u P.P. Smolińskiego, Gajdy,
Jastrzębskiego, Kaliny, Cieślika, Muchy, Grzesiaka i Bednarka, oraz w zabudowaniach
po P.P.Bera. Z tego co zapamiętałem i po porównaniu z dostępnymi opracowaniami
to przypuszczam że w większości to były konstrukcje niemieckie, natomiast
egzemplarz znajdujący się u P. Jastrzębskiego był inny z przekładnią planetarną
i na pewno polskiej konstrukcji z fabryki w Lublinie.
Do omłotów zboża zebranego w dużych
stertach stojących na polu, organizowano przyjazd z zewnątrz zespołu dużej ruchomej młockarni i ciągnika rolniczego.
Traktor służył jako ciągnik zespołu i jako maszyna napędowa do młockarni. Do
przekazywania mocy służył płaski pas
transmisyjny. Obsługa takich prac wymagała zatrudnienia kilkunastu osób.
Sprawna organizacja tych prac była zasługą zorganizowanej wzajemnej pomocy sąsiedzkiej,
a jej widocznym efektem był szybko rosnący z drugiej strony młockarni duży stóg
słomy, oraz sterta jutowych worków z
ziarnem.
Około roku 60 u P. Gajdy i
P.Józefiaka pojawiły się stacjonarne jednocylindrowe średnioprężne silniki
spalinowe. Napędzały za pomocą pasa transmisyjnego głównie małe młockarnie.
Nie możemy zapomnieć też o działaniach
integracyjnych, które organizowali sobie sami mieszkańcy. Nieraz w tym, w
sposób nie zawsze udolny pomagały władze administracyjne.
Zaraz po wojnie również w Jelitowie
władze założyły, ale tylko formalnie rolniczą spółdzielnię produkcyjną. Był to
wobec braku zainteresowania mieszkańców niewypał i szybko zaginął o niej
jakikolwiek słuch.
Natomiast bez żadnych wytycznych,
samorzutnie powstała na własne potrzeby amatorska orkiestra taneczna. W jej
skład wchodził P. Drymel – harmonia, P. Strankowski – kontrabas. Nie pamiętam
już na czym grał P. Fibich, ani następnego członka zespołu – chyba trąbka.
Później dołączył do zespołu z akordeonem P. Wróbel.
Była przecież w budynku
przedwojennej czteroklasowej szkoły wolna sala, w której odbywały się z różnej
okazji zabawy taneczne i orkiestra mogła zaprezentować tam swój repertuar.
Była tam n.p. corocznie
organizowana zabawa taneczna z okazji zakończenia karnawału.
Uroczystość ta nazywała się
„Podkoziołek” i zaczynała się przemarszem drogą, przez grupę przebierańców
oprowadzających „Niedźwiedzia”i odwiedzinami wszystkich gospodarzy w domach.
W grupie tej były też takie
postacie jak baba, chłop, anioł i diabeł. Ten ostatni to miał zawsze z sobą
sadzę z komina i zostawiał nią swoje ślady na twarzach pań i panien. Po
odśpiewaniu życzeń i zaproszeń na zabawę to również w tej samej formie
przypomniano każdej gospodyni że „na podkoziołek trzeba dać: funt kiełbasy,
funt okrasy, aby przyszły lepsze czasy” Zebrane wędliny, alkohol i jajka były
potem wspólnie spożywane na tej zabawie.
Zabawy organizowało też założone w
Jelitowie i prężnie działające Koło Gospodyń Wiejskich. Wtedy oczywiście były
też serwowane wyśmienite wypieki w wykonaniu członkiń tego koła.
Zabawy te pod względem
administracyjnym (konieczne zezwolenia władz) załatwiał urzędujący sołtys, a
porządku pilnował milicjant o imieniu Michał z posterunku w Raszkowie. Pracę
miał wtedy tak wyczerpującą, że nieraz niestarczało mu sił by porankiem, z
widocznym atrybutem władzy jakim był u jego boku ciężki pistolet TT powrócić
rowerem do Raszkowa.
Skoro zacząłem o władzy, to muszę
stwierdzić że w okresie powojennym była stabilna.
Pierwszym sołtysem to był senior u Smolińskich Pan Stanisław. Po nim
pałeczkę przejął jego syn – Pan Wacław. Minęło sporo lat i w kolejnych wyborach
władzę otrzymał z rąk mieszkańców przedstawiciel młodszego pokolenia – Marian
Grzesiak. Tak więc średnia długość kadencji przekracza 20 lat. Oby tak dalej.
Oprócz stałej władzy sołtysa, to w
Jelitowie administrował, co noc inny stróż nocny. Te nocne obowiązki były
codziennie przekazywane do kolejnego domu. Atrybutem osoby pełniącej ten nocny
dyżur była halabarda. Można powiedzieć, że przypominała mały topór, umieszczony
na, mającym około 120 centymetrowym dębowym drzewcu. Znajdujące się z boku małe
ostrze topora równoważone było z drugiej strony przez hak, a z osi drzewca
wystawał płaski i ostry grot. Natomiast w górnej części drzewca był przywiązany róg sygnałowy
zrobiony z oryginalnego rogu wołowego. Kiedyś, jak podają źródła historyczne to
halabarda była jedną z najczęściej używanych broni drzewcowych i w oryginale
wyglądała jak skrzyżowanie małej włóczni z toporem, a hak służył do ściągania konnych z siodła.
.Taki wartownik do swojej
dyspozycji miał też umiejscowioną przy głównym skrzyżowaniu budkę strażniczą
pomalowaną w czerwono białe pasy. Nie pamiętam jakie miał obowiązki, ale z
pewnością miał alarmować w przypadku zauważenia powstałego pożaru.
Na początku lat 60 ówczesna
dorastająca młodzież założyła w Jelitowie Koło Młodzieży Wiejskiej.
Przewodniczącym naszego Koła został wybrany Geniu Wróbel. Do swojej
działalności wykorzystywaliśmy atrybut jakim była wolna sala w naszej wiejskiej
szkole. Marzyliśmy o zainstalowaniu w niej czarno białego telewizora. Niestety
władza nie pomogła w zakupie i musieliśmy pozostać tylko przy planach. Ale
wtedy pierwszy taki odbiornik zakupili P. Drymlowie i mogliśmy zbiorowo nieraz
w grupie kilkunastoosobowej, dzięki ich gościnności oglądać co wieczór obrazki
ze świata. Dzisiaj wypada Im za to podziękować
Organizacja ta działała aktywnie
kilka lat. Nie wiem do kiedy ponieważ z początkiem kwietnia 1968 roku
rozpocząłem odbywanie Zasadniczej Służby Wojskowej i do Jelitowa już nie
powróciłem.
Zamieszkałem we Wrocławiu.
Pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jedną
sferę działań mieszkańców jaka zaistniała w Jelitowie.Była to aktywna działalność w celu
poprawy warunków bytowych.
Otóż po wojnie, gdy niczego nie
było i nic nie można było kupić, mieszkańcy Jelitowa nie rozłożyli rąk w geście
bezradności tylko postanowili zmienić oświetlenie swoich domostw z naftowego w
elektryczne. Nie ważne że zakładane parametry energii były znacznie gorsze od
tych jakie prąd miał w Raszkowie -110V, czy w Ostrowie-220V. Nieważne że nie
wszyscy od razu rozpoczęli te zmiany. Ważne jest że w kilku gospodarstwach
powstały turbiny wiatrowe (wtedy nazywało się wiatrak)
Ważne jest że w tych czterech
domach i w zabudowaniach gospodarczych przestała dymić lampa naftowa, a
zabłysły żarówki. Wtedy w latach 50 to było osiągnięcie które miało chyba
większe znaczenie dla mieszkańców niż dzisiaj możliwość korzystania z
połączenia internetowego.
Aby wspomnienia o tym fakcie były
autentyczne udałem się niedawno do prekursora i animatora tych działań – do
Pana Janka Kaliny mieszkającego w Radłowie, by o tej sprawie porozmawiać.
Pan Janek we wspomnieniach stara
się z pokorą podchodzić do tematu, ale z kontekstu jego wypowiedzi wynika
niezbicie że to ON jak sam przyznaje elektryk z zamiłowania i z zawodu
zainicjował ten ruch budowy wiatrowych siłowni prądowych.
Pan Janek Kalina często kupował w
kiosku miesięcznik „Horyzonty Techniki dla techników i inżynierów”. W tym to
miesięczniku w kilku jego numerach opisano dosyć dokładnie projekt budowy
wiatrakowych siłowni prądowych małej mocy. Projekt ten w swoich założeniach był
realny gdyż zakładał wykorzystanie do ich budowy elementów możliwych do
znalezienia w rozbitych w działaniach wojennych pojazdach , a także możliwych
do wykonania we własnym zakresie. Były w nim przedstawione schematy, rysunki,
profile i wymiary podzespołów.
Do budowy były potrzebne takie
elementy jak prądnica samochodowa, akumulator samochodowy, regulator napięcia,
śmigło, elementy sterowania aerodynamiką zespołu i maszt.
Założono że jest możliwe uzyskanie
około 200 obrotów śmigła na minutę. By prądnica mogła przy tej prędkości
ładować akumulator to konieczne było przewinięcie jej wirnika na większą ilość
zwoi. Mogło to się tylko udać przy zmniejszonej średnicy przewodu nawojowego,
ograniczało to jednak jej moc. Operacja ta jednak była wystarczająco skuteczna
by mogła być zastosowana i w innych egzemplarzach. Taką przeróbkę P. Janek
Kalina wykonał po kolei i po próbach we wszystkich zastosowanych prądnicach
Drugim ważnym elementem do
skonstruowania był zespół śmigła. Przyjęto jego średnicę na 180cm.
Skorzystano z przekrojów profili łopat
śmigła zamieszczonych w miesięczniku i według nich łopaty z odpowiedniego
drewna, do wszystkich śmigieł, dokładnie wykonał niezawodny Pan Kempa.
U Pana Janka śmigło dwułopatowe
umocowano na wale prądnicy, natomiast w pozostałych postanowiono zwiększyć jej
obroty poprzez zastosowanie między niezależną piastą śmigła, a prądnicą
przekładni pasowej. Jednocześnie w celu zwiększenia momentu obrotowego śmigła
zmodyfikowano je, zwiększając ilość łopat kolejno do trzech i czterech.
Trzeba było też opracować kwestię
regulacji obrotów zespołu śmigła, a zwłaszcza ogranicznik tych obrotów w
przypadku zbyt silnego wiatru.
U Pana Janka prądnica była
zamocowana na poprzecznej osi poziomej umiejscowionej prostopadle i znacznie
poniżej osi wirnika. Przy dużej sile wiatru na śmigło od czoła, prądnica ze
śmigłem pokonując opór zainstalowanej sprężyny odchylała się w górę do pozycji
pionowej, zmniejszając wpływ wiatru na śmigło i tym samym spadek jej obrotów.
Całość była mocowana w obrotowym łożu, kierowanym w kierunku strug wiatru
poprzez ster kierunku umiejscowiony z tyłu za prądnicą i w jej osi podłużnej,
na metrowym ramieniu.
W pozostałych siłowniach ze względu
na zwiększoną masę zespołu: śmigło wielołopatowe – przekładnia pasowa –
prądnica, zmieniono urządzenie aerodynamicznego ogranicznika obrotów poprzez
jego uproszczenie. Do obrotowego łoża zespołu, oprócz steru ustawienia
kierunkowego o zwiększonej powierzchni
zamontowano w kierunku odchylonym do niego o 90 º ramię z małym sterem
regulacyjnym. Po kilku próbach i skorygowaniu ich powierzchni, to przy
zwiększonej prędkości wiatru i tym samym
mocniejszym oddziaływaniu też na ten dodatkowy ster, oś śmigła odchylała
się w bok, tym razem w poziomie od kierunku napływających strug powietrza. Cel też
został osiągnięty.
Pozostały do wykonania maszty. Pan
Drymel i Pan Kempa byli mistrzami obróbki drewna, więc zbudowali solidne i
wysokie konstrukcje drewniane, natomiast Pan Janek Kalina umiejscowił lekki
stalowy maszt do szczytu budynku gospodarczego.
Tak więc w latach 55 – 56 wszystkie
cztery konstrukcje zaczęły spełniać swoją rolę.
Wieczorami u Państwa Kempów,
Kalinów, Drymlów i Kajewskich zamiast czerwonego kaganka lampy naftowej w
oknach było widać jasne światło żarówek.
Z tego co Pan Jan Kalina mówi to
przy stosowaniu kilku samochodowych żarówek 15 watowych instalacja zdawała
świetnie egzamin. W okresach jesiennych i wiosennych gdy był krótki dzień i
długie wieczory, przy dużym zapotrzebowaniu na energię z akumulatora, energia w
nim bez problemów była z prądnicy uzupełniana gdyż wiały wtedy częściej
silniejsze wiatry.
Nie zawsze urządzenia te były w
pełni sprawne, ale jednak spełniały swoją rolę oświetlając nie tylko
mieszkania, ale i budynki gospodarcze w zasadzie do momentu, gdy w Jelitowie we
wszystkich domach zabłysły żarówki o napięciu 220V a kieraty zostały zastąpione
przez silniki elektryczne. W życiu wioski zaczęła się wtedy NOWA ERA.
Chyba pragnieniem każdego
mieszkańca jest by pamięć o nas pozostała jak najdłużej. Jedną z form jej
zachowania są wspomnienia, a najlepiej jak zostaną zapisane. Pisząc je na tym
forum liczę na ich uzupełnienie, lub sprostowania, a może i polemikę.
Chciałbym by z dalszych wspomnień
tutaj publikowanych, młodzi mieszkańcy Jelitowa poznali historię swojej
miejscowości, by dzięki tej wiedzy mogli bardziej docenić dokonania swoich
rodziców, dziadków czy sąsiadów.
Z wyrazami szacunku do wszystkich
mieszkańców Jelitowa
Tadeusz Jany
Wrocław grudzień 2008r
|